Wreszcie się zmobilizowałam i uruchomiłam mój nowy piekarnik. Po wstępnych zabiegach związanych z czyszczeniem i wypalaniem "na sucho" w celu wyparowania cyt.:"substancji zastosowanych w celu zabezpieczenia piekarnika" stwierdziłam, że "zapach jaki się wytworzył" (znówu cytat z instrukcji obsługi) czyli mówiąc szczerze - okropny smrodek, nadal się w kuchni unosi, pomimo intensywnego wietrzenia. Postanowiłam więc coś upiec, żeby go choć trochę zneutralizować. Jako że kuchenne zdolności ograniczają się u mnie do umiejętnego poruszania się po kulinarnych blogach i wyszukiwaniu smakowitych przepisów;) postanowiłam zrobić coś prostego - hmm... powiedzmy - ciasteczka. Znalazłam odpowiedni przepis (na blogu... znajdę, to dopiszę;)) no i wzięłam się do pracy. Szło mi nprawdę nieźle! Do momentu, kiedy ciasteczka wylądowały w piekarniku: pierwsza porcja została totalnie zwęglona! Ale pocieszyłam się, że przynajmniej smrodek chemikaliów został zdominowany przez bardziej przyswajalny zapach spalenizny;))) Kolejna porcja już w miarę nadawała się do konsumpcji, choć do wyglądu, jaki zaprezentowany został w przepisie, to daleko im było, oj daleko... Trzeciej porcji nie było, bo zabrakło składników;) No ale nie zraziłam się tymi niepowodzeniami (częściowymi) i zapragnęłam czegoś więcej. Otóż moim marzeniem było upiec chleb. Naczytałam się przepisów i naoglądałam u Liski zdjęć z cudnymi bochenkami, stwierdziłam więc, że jeśli spadać, to z wysokiej góry (jeśli kraść, to miliony, jeśli kochać - to księcia...itd;)). Słowem - UPIEKŁAM CHLEB!
Oczywiście wg przepisu z bloga wspomnianej Liski (łatwy chleb żytnio - pszenny ). I (nie mogę w to uwierzyć) udał się!!!
Jest bardzo smaczny.... szczególnie z masłem;)
Moje umiejętności kulinarne, wypisz wymaluj jak z Twojej opowieści. Czytam przepisy zachłannie, po czym odkładam na bok z adnotacja "na pewno za trudne". Skoro jednak upiekłaś chleb ( i to jaki!) to i dla mnie rozbłysło światełko nadziei. Od dawna przebąkujemy z Małżem o pieczeniu swojego chleba, myśleliśmy o maszynie, ale co to za frajda, jak się samo robi. No chyba, że dla zapachu, by budził o świcie ustawiony programatorem. :)))
OdpowiedzUsuńchętnie na kromeczkę Twojego chlebka z masłem bym się wprosiła:)
OdpowiedzUsuńpiękny bochenek!
OdpowiedzUsuńAmoniteeeeeeee! Nie mam teraz czasu przerobić całości, ale na pewno po malutku, kawałkami, Twojego bloga poczytam od-do!!!!
OdpowiedzUsuńNa razie widzę, piękne zdjęcia, przepięknego ogrodu, domu i Twoich prac.
No i wiesz, też żałuje, że nie jestem Twoją sąsiadką zza płotu!!!!!!!!!!
Dodaję Cię do ulubionych!!!
Ale apetyczne:) jestem pod wrażeniem!ja na razie cały czas na wyjazdach jestem, ale chyba się również skuszę na takie próby, bo wygląda pięknie:) pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńGratulacje, chlebek wygląda znakomicie:)!Chyba mnie przekonałas swoja opowiescia do przetestowania mojego nowego piekarnika, ktory stoi od 3 msc.i czeka az sie odwaze..:).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplo:)
Ale mialas przygody z pieczeniem.
OdpowiedzUsuńA chlebka to zazdroszcze, tez mam w planie upiec takowy.
Pozdrawiam slonecznie.
ale apetycznie wygląda!
OdpowiedzUsuńClebek Ci się udał super! Piękne zdjęcia robisz.
OdpowiedzUsuńPodziwiam odwagę. No i zdolności- debiut, a taki udany. Pewnie gdybym ja wzięła się za pieczenie chleba, nie było by co jeść... ;)
OdpowiedzUsuńależ chlebuś...mniam!dawno temu notorycznie piekłam takie chleby...teraz brak piekarnika zmusza do innych rozwiązań!Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńMira - ja też myślałam, że bez maszyny ani rusz, ale jak widać, nie święci garnki lepią i jeśli przepis jest taki łatwy, jak ten wypróbowany przeze mnie (trochę i tak go zmieniłam;)) to chleb się udaje! (to też do ciebie, Raincloud;))
OdpowiedzUsuńAtena, Ika - zachęcam do pieczenia:)
Bossanowa, Aga, Ola, Asieja, Sylvia - żałuję, że nie mogę was poczęstować!
Kajka, Dobry Duszku - odgadłaś bez pudła;) - jak miło cię gościć, pozdrawiam baaaaardzo gorąco:))))
Nioo, ja od razu te kafelki poznałam. ;-) Dopiero potem chleb widziałam!!! :-)))))
OdpowiedzUsuń