Naprawdę, niewiele
potrzeba do szczęścia człowiekowi.
Bzy kipią kwiatami i
zapach wpada przez szeroko otwarte drzwi tarasu. Jest ciepły, cichy zmierzch, a
ptaki jeszcze śpiewają. Widać już okrąglutki księżyc. Pod murkiem niebieszczą
się niezapominajki, a jabłonka w oddali świeci na tle ciemniejącego nieba.
Wiosna w tym roku
jest wyjątkowa, pamiętam taki kwiecień, chyba byłam jeszcze nastolatką, albo
może miałam dwadzieścia parę lat;). Wielkanoc wtedy była bardzo późno i w
świąteczny poniedziałek młodzież w zupełnym amoku biegała z wiadrami wody,
rozebrana niemal do rosołu;)
Dziś było 28 stopni,
trochę wiało i od wczesnego popołudnia z różnych stron dochodziły pomruki, ale
w końcu burza przeszła bokiem, siejąc symbolicznym deszczykiem, prawie
parującym w locie.
W zasadzie całe dnie
można ostatnio spędzać na ogrodowej dłubaninie, a jest co robić – jak zawsze:)
To pisałam wczoraj,
potem poszłam robić zdjęcia i jakoś mi się za szybko zrobiła 22.00, w końcu
zrezygnowałam z wstawiania posta. Nadrabiam więc dziś, po porannym „dozdjęciowaniu”:)
Bzy (jakoś nie mogę się przekonać do nazwy "lilaki";))
Jabłonka "pożyczona" zza sądziedzkiego, rodzinnego płota;)
Pełnia była, czy będzie? Nigdy nie wiem.
Kombinuję znowu z
warzywnikiem – i znowu dość prowizorycznie, ale ciągle jeszcze nie mam
ugruntowanego planu, więc jak mi przyjdzie do głowy coś innego, to przynajmniej
łatwo będzie wprowadzać ewentualne zmiany.
Czasem wychodzę z domu i nie wiem, za co się
najpierw brać. I jakoś tak mi wychodzi, że robię coś zupełnie innego, niż
planowałam, ale nie szkodzi. Uruchomiłam w końcu wyrzynarkę, która kupiłam
chyba ze 2 lata temu, super się nią docina dechy (choć muszę się przyznać, że
najpierw zamontowałam odwrotnie brzeszczot;)) Na szczęście nie zepsułam.
Jeszcze;)
Znowu wysiałam w tym
roku pomidory. Szklarenki już nie ma, ale w gruncie też się udają, o ile nie ma
bardzo mokrego lata. Niedużo ich - trochę karłowych malinówek i koktajlowych
żółtych o kształcie maleńkich gruszeczek – miałam je w ubiegłym roku od
koleżanki i cudnie plonowały. Wysiałam też jeszcze papryczkę ostrą. Żeby się za
bardzo siewki nie wyciągały, kupiłam w Ikea specjalną żarówkę do roślin. Dopóki
siewki były małe, dobrze się spisywała, choć ma niewielki zasięg i przydałyby
się przynajmniej dwie takie. Teraz pomidorki są już w większych
doniczkach, poczekam chyba do połowy
maja z sadzeniem w gruncie, a tymczasem hartują się na słońcu codziennie i parę
niestety spiekło się za bardzo, są jednak delikatne, a słońce grzeje mocno…
Poza pomidorami i
papryczką będą oczywiście dynie, cukinie, ogórki. Jest jarmuż, rzodkiewka,
sałaty, szpinak, trochę selera naciowego, rukola. Eksperymentalnie – groszek
cukrowy. W zeszłym roku posadziłam poletko truskawek, a pomiędzy nimi czosnek
(sadziłam go na przełomie października i listopada, teraz bardzo ładnie
rośnie). Przedwczoraj znalazłam woreczek czerwonej cebulki dymki, która
zakupiłam ze 3 tygodnie temu i jakoś mi się schował;) Wsadziłam ją wczoraj do
ziemi, ale wątpię, żeby coś z niej jeszcze było – cóż, bywa i tak;)
W oczku wodnym znowu masa kijanek, naliczyłam też 4 traszki:)
Jak to dobrze, że
przed nami długi weekend! Oby pogoda, siły i zdrowie dopisało – pozdrawiam
wszystkich tu zaglądających, a szczególnie Ogrodniczki! I Ogrodników w sumie też, jakby się jakiś tu zapędził;)