...

sobota, 4 stycznia 2020

Po co te postanowienia;)

No cóż, nie myślałam, że taka przerwa znowu wyjdzie mi we wpisach...
Te postanowienia, to psu na budę!
Miałam na 2019 rok kalendarz zakupiony zdaje się w Biedronce, taki w formie kołonotatnika, z sentencjami na każdy tydzień - bardzo przyjemny w użytkowaniu. I w tym kalendarzu, w ostatnim tygodniu roku, widnieje oświadczenie:

"Nie potrzebuję nowych postanowień noworocznych,
stare są jeszcze nietknięte"
:)))

To o mnie. 
Bo choć świadomie żadnych postanowień na początku dopiero co ubiegłego roku nie robiłam, to przecież gdzieś tam coś tam zawsze w człowieku tkwi. Na początku 2019 roku nie miałam głowy do myślenia o postanowieniach, bo zawirowania zdrowotne w rodzinie mi na to nie pozwoliły. Ale potem, kiedy sytuacja się bardzo ładnie wyklarowała i wszystko poszło w dobrą stronę, z odmętów podświadomości wypłynęły różne myśli, co to ja niby mogłabym zrobić fajnego, by moje życie było jeszcze lepsze:) Z realizacją pomysłów było już nieco gorzej, bo zaraz zaczęły dziać się różne dziwne rzeczy, które skutecznie mi to z głowy wybiły... I tak bujam się do dziś z tymi dziwnymi rzeczami, o których nie ma sensu pisać. Mam szczerą nadzieję, że wszystko w końcu się rozwikła i stare postanowienia nabiorą nowej mocy sprawczej.

Wiem, że pomimo takiej ciszy na moim blogu, są osoby, które pamiętają i zaglądają - Bardzo Wam wszystkim dziękuję! 

Życzę Wszystkim, w tym sobie, by nowy rok przyniósł nam jak najwięcej dobra, miłości i radości:)))



I mam nadzieję, że jednak następny wpis nie będzie w roku 2021;)

12 komentarzy:

  1. Może po prostu pisz o tym co Cie doświadcza, jak sobie z tym radzisz, to wbrew pozorom może być przydatne wielu osobom, a poza tym, jest to jednak jakaś forma dokumentowania wspomnień, jakie by one nie były - dobre, czy mniej dobre - ale nasze wlasne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Ula. Jestem jak najbardziej za dokumentowaniem wspomnień, jednak większość z nich zachowuję w formie odręcznego pisania w papierowym dzienniku:) Blog to troszkę inna sprawa dla mnie, nie wszystko chcę upubliczniać. Sporo ważnych rzeczy trafia na bloga, ale publikując posty, cały czas mam wątpliwości, do jakiego stopnia powinnam się tu "wywnętrzać";) Na pewno chciałabym pisać o tym, co mi pomaga w lepszym życiu. Pozdrawiam:)

      Usuń
  2. I ja mam nadzieję na następny wpis jeszcze w tym roku ;)
    Tyle lat pisałaś, to może warto znowu zalać pompę natchnienia i odszukać w pisaniu tę iskrę radości płynącą z układania słów, bawienia się literami, szeptania z dobrym duchem życiowych opowieści.

    Niech to będzie inspiracyjny rok, jakkolwiek bądź :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie! Z tym natchnieniem to trafiłaś w sedno - bo nie ma nic przyjemnego w pisaniu na siłę, byle tylko blog nie zarósł. Chciałabym pisać tak, by osoby czytające moje teksty mogły coś zyskać, czegoś dobrego i wartościowego się dowiedzieć, albo chociaż poprawić sobie nastrój:)
      Kiedy czytam Twoje wpisy, zachwycam się zawsze tym, jak umiesz patrzeć na świat, jak poetycko te wrażenia umiesz przedstawić, i jak dużą wiedzę o życiu przemycasz w każdym słowie. Zawsze mam wielką ochotę zostawić komentarz pod każdym Twoim kolejnym wpisem i niezmiernie brakuje mi tej opcji;)))

      Usuń
    2. Dziękuję bardzo za ciepłe słowa :)

      Brak możliwości komentowania na moim blogu wynika z zamysłu, aby przeczytane treści pozostały w Czytelniku, by te elementy, które z nim rezonują - weszły w tkankę świadomości i tam pozostały. By już nie było więcej słów, a jedynie wewnętrzne przeżycie.
      Z komentarzami jest już zupełnie inna dynamika bloga. Ani gorsza, ani lepsza, po prostu inna.

      W razie czego jest opcja "Napisz do mnie" ;))

      Usuń
  3. I ja, i ja tu zaglądam i wyczekuję kolejnych wpisów. Sama tez poległam w pisaniu bloga, ale kto wie, może ten rok będzie dla nas łaskawszy?
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja Ciebie pozdrawiam w nowym roku:) Chyba musimy się postarać, bo samo się nic nie napisze;) Dawniej jakoś miałam więcej weny, nawet w trudnych życiowo momentach. Siadałam, logowałam się i leciało... Taki misz - masz szyciowo - ogrodowo - domowo - życiowy się zrobił, a teraz nie wiem, czy chcę nadal takiej formy bloga. Na razie będzie tak, jak do tej pory pewnie. Byle wena dopisywała częściej, niż raz na rok;)
      Uściski:)

      Usuń
  4. Aga, wreszcie się doczekałam :) Jak dobrze Cię widzieć :) U mnie smutek od pół roku, i jakiś bezsens się wkrada, dlatego postanowiłam także niczego już soię sztywno nie trzymać, z niczego nigdy się nie rzoliczac i czekać, co przyniesie kolejny dzień. Warto było :) U Ciebie 3 lata od śmierci Taty. Mama meża też niemal tyle temu odeszła Nawet nie wiadomo, jak i gdzie... umknęło tyle czasu ... 3 lata. A w zeszłym roku moja mama, tak niespodziewanie... Koniec z liczeniem dni, z rozgrzebywaniem przeszłości, z czekaniem na kiedyś, za jakiś czas. To wszystko tak kruche... Żyjmy dziś, tu i teraz, róbmy zdjęcia, pieczmy ciasta, cieszmy się tymi, którzy są :) BUZIAKI!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, może przyszedł taki czas dla nas, że musimy sobie odpuścić pewne rzeczy. U mnie przewartościowanie dotyczyło takiego "powinnizmu", "musizmu". Nawet w prowadzeniu bloga - kiedyś każde zdjęcie "musiałam" choć trochę obrobić, jakaś ramka, wyostrzenie itp. Każdy tekst pisałam wcześniej w wordzie, czytałam kilka razy, poprawiałam formę publikacji... Każdą uszytą rzecz fotografowałam obficie, robiłam w ogóle masę zdjęć, idąc na spacer, wychodząc do ogrodu. Patrzyłam na świat oczami "pożalsięboże" blogerki. Teraz staram się rzeczywiście być tu i teraz, słuchać, patrzeć - ale dla siebie.
      Zawsze czytam wszystkie Twoje wpisy, nie komentowałam, nie umiałam, sama wiesz...
      3 lata - mało i dużo. Początkowo nie mogłam wspominać, myśleć, wiele rzeczy wypierałam, żeby w końcu odetchnąć. Ale tak się nie da. Dziś wracają emocje, obrazy, słowa ludzi. I zaraz łzy idą do oczu. Te 3 lata od śmierci mojego Taty poprzedziło kilka lat jego cierpienia, mojego bycia z nim, zmagań z różnymi szpitalami, rehabilitacjami, ciągłymi wizytami u lekarzy, operacji, a w końcu ten najcięższy czas przed śmiercią - okropną śmiercią...
      Życie trwa, ale sprawy nieprzetrawione, nieprzerobione, zepchnięte w podświadomość dają się we znaki - dlatego wcale nie łatwo być w "tu i teraz".
      Ale na pewno jest to możliwe - życzę Ci tego z całego serca, i sobie też.
      Ściskam:)))

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. As stated by Stanford Medical, It's in fact the one and ONLY reason women in this country get to live 10 years longer and weigh on average 19 KG less than us.

    (By the way, it really has NOTHING to do with genetics or some secret exercise and absolutely EVERYTHING around "HOW" they eat.)

    P.S, I said "HOW", and not "WHAT"...

    Click this link to see if this brief test can help you discover your real weight loss possibilities

    OdpowiedzUsuń