Na 2020 rok mam cztery ścienne
kalendarze. CZTERY ŚCIENNE KALENDARZE(!)
Przez wiele lat kupowałam zawsze
kalendarz z motywami ogrodowymi – ogrody wiejskie, angielskie, ogrody świata
itp. W zeszłym roku nastąpiła zmiana i wisiał u mnie kalendarz, który miał
odrywane kartki, a na nich bardzo ładne grafiki i zdjęcia z tekstami do
przemyślenia i motywacji. Kupiłam go w Biedronce. Miałam też bardzo fajny
kalendarz z Lidla – planer w formie kołonotatnika, z zabawnymi hasłami i
sentencjami na każdy tydzień; właściwie
nie wpisywałam w nim żadnych moich planów, ale za to namiętnie prowadziłam
kalendarz pogody – w sumie nie wiem, dlaczego, ale taką miałam fantazję. I
teraz np. wiem, ze 30 stycznia 2019 roku była ona bardzo zbliżona do dzisiejszej
– z wyjątkiem wiatru, który dziś mocno wieje, było też trochę więcej słońca i
nie przelatywała mżawka;))) Szukałam podobnego planera na ten rok – sporo jest tego wszędzie, ale każdy ma jakiś feler, a to rozmiar nie taki, a to
miejsca na zapiski zbyt mało, a to dla oka jakiś nieprzyjemny. Sprawa jest więc
otwarta:) Tylko… Jak długo można kupować planer na bieżący rok? Tymczasem stan pogodowy zapisuję w innym miejscu, bo fantazja pozostała;)
A ze ściennymi w tym roku
zaszalałam;)
Jeden dostałam od przyjaciółki – w romantycznym
stylu retro, z oddzieranymi kartkami, notatnikiem i ołówkiem w komplecie.
Kolejne trzy znowu przyniosłam z Biedronki – tak długo nie mogłam się
zdecydować na tylko jeden, że w końcu wzięłam trzy... Nie ma ogrodów, ale w
dwóch kalendarzach są piękne miejsca z różnych stron świata, a w trzecim
fotografie całkiem ładnych kompozycji z hasłami na każdy miesiąc.
W styczniu towarzyszyły mi w
związku z tym następujące widoki:
Przyznaję, że kiedyś nadejście zimy
wiązało się u mnie z narzekaniem i biadoleniem – że zimno, że ponuro, krótki
dzień, i że w ogóle najlepiej by mi było na początku listopada zapaść w sen
zimowy i obudzić się z końcem kwietnia;) Jednak podjęłam wysiłek - i tak jak do
wielu innych spraw, zmieniam też swoje podejście do tej pory roku - w myśl
zasady, że choć nie mam wpływu na wiele
rzeczy, to mam wpływ na swój do nich stosunek. Nie jest łatwo zmienić
przyzwyczajenia i nawyki, ale chyba krok po kroku mi się udaje. Na taką ilość
przeczytanych poradników, artykułów, obejrzanych filmów itp., to już najwyższa
pora, żebym zaczęła stosować w praktyce to, co opanowałam w teorii (doceniłam
fakt, że dojazdy do pracy zajmują mi zazwyczaj ponad 3 godziny dziennie – sporo
można przeczytać, wysłuchać i obejrzeć przez ten czas;))
Tak przy okazji - ogromnie dużo
wydawanych jest teraz książek z nurtu tzw. „rozwoju osobistego”, że łatwo
trafić na niewypały. Ale jest sporo naprawdę wartościowych pozycji i warto z
nich korzystać, kiedy czuje się potrzebę jakiejś zmiany w swoim życiu. Jeśli
się naprawdę szuka i chce, trafi się na odpowiednią lekturę.
Dla mnie dużym odkryciem i pomocą
stały się książki Agnieszki Maciąg. Szczególnie „Pełnia życia”, w której
opisuje swoje doświadczenia. Od dawna czytam też jej blog, mam wszystkie jej
książki. Ostatnia – „Słowa mocy” cały czas jest w czytaniu.
Polecam. Agnieszka
ma swój specyficzny styl, nie każdemu też pasuje jej fascynacja filozofią
wschodu, aczkolwiek - moim zdaniem – zachowuje ona harmonię w korzystaniu z
wartości, jakie niesie chrześcijaństwo oraz inne kultury i religie świata.
Joga, mantry, ale też i homeopatia, którą promuje Maciąg – to sprawy
kontrowersyjne dla wielu osób. Ja już nie mam z tym problemu. Nie widzę też
sprzeczności pomiędzy wiarą w Boga, a praktykowaniem jogi, śpiewaniem mantr,
pracą z energią (w tym korzystaniem z bioenergoterapii).
Mam ochotę napisać tu więcej o
jodze, która od jakiegoś czasu mi towarzyszy. Nie chodzę na żadne zajęcia,
ćwiczę w domu, a zaczęło się od problemów z kręgosłupem. Szukałam jakichś
ćwiczeń w Internecie i trafiłam na kanał Małgosi Mostowskiej mmYOGA
Ta dziewczyna podbiła moje serce, z
nią naprawdę chce się ćwiczyć. Ja wybieram na razie głównie ćwiczenia na
problemy z różnymi częściami kręgosłupa, ale próbuję też innych – na tym kanale
każdy znajdzie coś dla siebie. I wiem z własnego doświadczenia, jak bardzo te
ćwiczenia są skuteczne! Na początku, kiedy miałam spore problemy, ćwiczyłam
bardzo systematycznie, prawie codziennie przez kilka miesięcy (serie ćwiczeń
nie są długie, niektóre trwają zaledwie kilkanaście minut), potem ćwiczyłam
rzadziej. Ostatnio czuję potrzebę, by ćwiczyć częściej, nie wiem tylko, jak
wytrzyma to moja mata, którą kupiłam bardzo dawno w… tak, znowu w Biedronce –
szkoda, że ten wpis nie jest przez nią sponsorowany;)) i jest już tak
sfatygowana (mam na myśli matę;)), że jakby to zobaczył ktoś, kto jogę praktykuje na poważnie,
to chyba by zemdlał z wrażenia;)) Nie chce mi się jej rolować, złożona na czworo
leży pod stolikiem, bo tak jest szybko dostępna;) Dochodzę teraz do wniosku, że
nadszedł czas na zakup nowej…
Wracając do tematu zimy, to
tegoroczna, jak na razie, całkiem mi się podoba;) Śniegu praktycznie nie ma, u nas spadło
go trochę, tak symbolicznie. Jednak w te zimne miesiące zawsze trudniej
mi przychodzi porzucanie domowego ciepełka. Kiedyś bardzo marzyłam o
wykonywaniu jakiegoś wolnego zawodu, pozwalającego siedzieć w domu;))
Oczywiście nie narzekam na to, czym się zajmuję – przeciwnie, bardzo lubię swój
zawód i miejsce pracy, szczególnie w ostatnim czasie. Ale stania zimową porą na
przystanku i wsiadania do wyziębionego autobusu o 5.30 rano do
najprzyjemniejszych przeżyć zaliczyć nie potrafię;) W pracy jestem w ciągłym
ruchu, więc nie jest mi zimno. Powroty też są lepsze, bo w busach o tej porze
jest już ciepło (nieraz nawet za bardzo). W domu cieplutko, koza grzeje, a
jeśli przy dłuższym posiedzeniu czuję chłód, to dogrzewam się termoforkiem,
który już dawno dostałam od koleżanki, długo leżał gdzieś zagubiony, ale w
końcu go znalazłam i teraz uprzyjemnia mi zimowe wieczory.
Wyraźnie zmienia się
mój stosunek do zimy, a i minioną jesień też jakoś lżej było mi przyjąćJ
Na uprzyjemnianie życia zimową porą
mam jeszcze kilka sposobów:
Bransoletka z lawy zrobiona przez „koleżankę
koleżanki” oraz naturalny olejek z bergamotki. Niby nic takiego, ale ja uwielbiam aromat i smak herbaty
Earl Grey, więc kiedy udało mi się trafić na ten olejek, to musiałam sobie
kupić, choć nie jest zbyt tani. Kamyki bransoletki mają porowatą strukturę i
idealnie wchłaniają olejki. Co jakiś czas rozprowadzam parę kropli po
bransoletce i mam stałą aromaterapię;)
A skoro o zapachach mowa, to wreszcie trafiłam na perfumy, które mi odpowiadają nawet wtedy, kiedy minie pierwsze wrażenie. Jestem bardzo wybredna w tej kwestii i właściwie z żadnych posiadanych dotąd perfum nie byłam w pełni zadowolona.
Tych używam już ponad miesiąc i jeszcze mi nie obrzydły, co więcej, lubię je na każdym etapie uwalniania, co nigdy mi się nie zdarzyło;) I jakoś przyjemniej wyjść z domu w towarzystwie naprawdę ulubionego zapachu:)
Spacery z kijami:) Nieraz naprawdę ciężko wypchnąć siebie samą z domu na spacer, ale kiedy pogoda
jest w miarę odpowiednia – idę z kijami. Latem chodziłam niemal codziennie, od
4 do 8 km.
To dłuższa trasa, można iść, iść bez końca, albo zrobić wielkie koło i wrócić z zupełnie innej strony do domu:)
Jesienią… cóż;) Za szybko robiło się ciemno i po pracy nie dałam
rady. Ale teraz zaczęłam znowu to robić, tym bardziej, że dzień już jest
widocznie dłuższy!
To jest krótsza trasa, pod las i z powrotem, na ostatnim zdjęciu gdzieś tam w oddali mój domek...
Dziś szłam właśnie tędy, zdjęcia są z poniedziałku, a ostatnie zrobione dzisiaj - śniegu już nie było.
A teraz herbatki:)
To moje ulubione ostatnio herbaty –
rooibos z pomarańczą, Earl Grun – czyli zielona o smaku Earl Grey’a, mięta z
tymiankiem oraz rooibos z wanilią (mieszam zwykłą herbatę rooibos z pociętą
laską wanilii – pyszna)
Dużo jest na rynku herbat typowo
zimowych, z rozgrzewającymi przyprawami itp. Czarną herbatę piję bardzo rzadko,
ale kupuję inne mieszanki i mam ich sporo, lecz na próżno szukam smaku, który
miała ta:
Chyba to była jakaś sezonowa edycja
parę lat temu, już dawno nie da się jej kupić.
I na koniec…
Eh, kto pamięta Hiacyntę? To
jeszcze jeden mój zimowy wspomagacz;) Kilka odcinków
i od razu świat jaśnieje!
I to by było na tyle - mam nadzieję, że przyjemnie się czytało i oglądało, bo z taką intencją tworzyłam ten wpis. Pozdrawiam i życzę zadowolenia z zimy, jakakolwiek by nie była (a jeszcze przed nami luty;))
Również przywiązuję dużo uwagi do wyglądu kalendarza. Testowałam różne, najmniej sprawdzają się z wyrywanymi kartkami ale pewnie dlatego, że nie jestm wielką miłośniczką gotowania bo inaczej to byłby istnym skarbem na różnorodność domowego menu. Na kalendarzu unikam zimowych scenerii wystarczy, że mam je za oknem ale może i to się zmieni, jak zima będzie taka jak teraz. Nie lubię zimy, wolę ją na obrazkach i to oglądanych przez chwilę i z rzadka. Z moją niechęcią nic nie robię w myśl, że mam prawo czegoś nie lubić i nie zamierzam na siłę zmieniać się, uważam, że są większe problemy od nielubienia zimy. Bardzo lubię film i obsadę ,,Co ludzie powiedzą?" Może i ja sobie kupię? Na razie śpię... jak co roku o tej porze :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię bardzo serdecznie :)
Dziękuję za odwiedziny i komentarz:)
OdpowiedzUsuńWśród kalendarzy z serii "ogrodowych", które miewałam dawniej, bywały motywy zimowe, niektóre bardzo piękne - szczególnie pamiętam typowo angielski ogród w srebrzystym szronie - jakoś nie było mi nieprzyjemnie na ten widok patrzeć:)
A jeśli chodzi o niechęć do zimy,to niestety do niedawna ciągle gadałam, jak ja tej zimy nie lubię, narzekałam już w sierpniu, że wkrótce jesień itd. Takie podejście wcale mi nie pomagało, bo już na starcie byłam zniechęcona i nakręcałam się, a przez to moje samopoczucie mocno spadało. Ten mechanizm z resztą miał zastosowanie i w innych sprawach, co zatruwało mi życie i przyczyniło się do nerwicy lękowej. W końcu świadomie podjęłam decyzję, że już tak nie chcę robić (czarnowidztwo towarzyszyło mi od dzieciństwa), dlatego zaczęłam szukać sposobów, by to zmienić. Sprawa zimy to u mnie był najmniejszy problem, że się tak wyrażę. Ale czy ją lubię? Tego powiedzieć raczej nie mogę, ale pracuję nad akceptacją;)
Życzę więc przyjemnego przespania zimowej pory, a w chwilach przebudzeń Hiacynta na pewno będzie miłym towarzystwem:)
Dziękuję :)
UsuńPrzy tej pogodzie trudno się śpi, dzisiaj nawet się przebudziłam i zaczęłam sprzątać w foliaku i posadziłam cebule... ale nie wiem czy to dobry czas na przebudzenie :)
Oj, dziękuję za polecenie jogi i książek, Aguś :)Buziaczki!
OdpowiedzUsuńCały wpis pochłonęłam na jednym wdechu. Pamiętam Twoją niechęć do zimniejszych pór roku:), bo tym względem jesteśmy zupełnie inne. Kalendarze na ten rok mam dwa, ale ... wczoraj mało brakowało a kupiłabym trzeci. Przy kasie oddałam. Kijki to coś co mi się marzy, ale ciągle brak odwagi. Herbatki, hmmm cos co uwielbiam i w szafce mam na okrągło ok 10 rodzajów. Serialu i perfum nie znam, ale zaintrygowały mnie ... Zaczęłaś już wysiewać nasionka?
OdpowiedzUsuńOj, nie, jeszcze nie wysiewam nic. Wsiąkłąm w kanał "Zielone Pogotowie" - i po obejrzeniu sporej ilości odcinków i posłuchaniu Pana prowadzącego, który jest świetnym ogrodnikiem, postanowiłam jednak poczekać;) Bo on jest zdania, że i tak wszystko urośnie, kiedy będzie wystarczająco dużo ciepła i słońca:) Wiem, że kiedyś w lutym siałam pomidory, ale wyciągały się bardzo do światła. W domu nie mam warunków, żeby zapewnić im to, czego potrzebują, więc jeszcze poczekam.
OdpowiedzUsuńNa kijki po prostu trzeba się wybrać, bez namysłu;) a film polecam z całego serca:)
Uściski:)))
O proszę, ile mamy wspólnego;)
OdpowiedzUsuńLubię kalendarze, zwłaszcza te z widokami. Też nie umiem się zdecydować, więc czasami kupuję kilka wersji :)
Herbata earl grey, uwielbiam! Dzięki za podpowiedź olejku bergamotki. Poszukam.
A do herbaty dodaję tyle składników, że robi się z niej prawdziwy rozgrzewający eliksir ;)
Ciepełko też lubię. Tyle że nie mam kominka, za to ciepłe koce, którymi się otulam.
Ciepełko, ciepełko... Na szczęście już coraz bliżej do wiosenno - letniego ciepełka, więc teraz imbir i cynamon bardziej dla zdrowotności i wsparcia immunologicznego, niż dla rozgrzewki:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny i komentarz, kochana:))) Czytam ciągle Twoje opowiadania, cudne są, po troszku codziennie dawkuję, a książka czeka w kolejce:)