Niektórzy w wiosenną sobotę wstają wczesnym rankiem.
Nie ja.
Niektórzy w wiosenną sobotę wyciągają z kosza na pranie
sterty dziecięcych spodni zielono-brązowych na kolanach (bez wyraźnego związku
z ich pierwotną kolorystyką) i ładują je do pralki razem z tonami skarpetek
(niektóre bez pary).
Nie ja.
Niektórzy po prostu muszą iść w wiosenną sobotę do pracy.
Szczęśliwie – nie ja.
Niektórzy, przy łoskocie pralki dobiegającym z łazienki,
robią na śniadanie górę smakowitych i zdrowych kanapek z zieleniną w ilościach
hurtowych.
Nie ja.
Niektórzy w wiosenną sobotę pucują okna, choć złośliwe
wietrzycho prawie wyrywa je z zawiasów, pokonują z odkurzaczem i mopem
kilometry podłóg, w międzyczasie gotując trzydaniowy obiad i piekąc drożdżówkę.
Nie ja.
Niektórzy spędzają wiosenną sobotę na gimnastyce ogrodowej
(skłony przy kopaniu, ćwiczenia siłowe przy wyciąganiu wielkiej hortensji,
która nie chce zmieniać miejsca zamieszkania, choć widać, że jej ono nie
służy), szpagaty i ćwiczenia rozciągające przy wycinaniu suchych trzcin i pałek
w oczku wodnym, jak również bieganie z taczkami na czas.
To też nie ja (bo już przećwiczyłam to wszystko w tygodniu i czekam na
ustąpienie zakwasów;))
Jedni lecą przez te wszystkie czynności ze śpiewem na
ustach, sprawiając wyraźne wrażenie, że czerpią
z tego przyjemność, a inni
snują się, warcząc na bliźnich.
Jedni nauczyli się dzielić obowiązkami tak, by nikt nie był
przywalony górą roboty, inni - robią
wszystko sami, bo przecież nikt nie zrobi tego tak dobrze, jak oni - by potem
(albo i w trakcie) z obrażoną miną narzekać na otoczenie.
O, szczęśliwi ci, którzy potrafią zamieniać obowiązki w
przyjemności. Czerpać radość z codziennych zajęć. Umilać je sobie na różne
sposoby. Zmienić wewnętrzne „muszę” na „chcę”.
A ja?
Wstałam dziś o 10.30. Może gdyby tak nie wiało i nie było
tak zimno, to wstałabym sporo wcześniej, ale
w zaistniałej sytuacji wolałam
odespać zaległe niedospania.
Na śniadanie był wielki omlet, bo nagle okazało
się, że kury w okolicy zaczęły się nieść i dostałam kosz jaj do zutylizowania
jeszcze przed Wielkanocą;)
Przy konsumpcji omletu doszłam do wniosku, że na porządki w
domu nie mam dziś ochoty. Jeśli się zrobi cieplej i wiatr ustanie, to może
jednak udam się w ogrodowe ostępy. Albo nie. Zobaczy się. A może siądę przy
maszynie do szycia? Ostatnio szycie zajmowało mi sporo czasu, bo wkrótce kolejny kiermasz na rzecz dzieci, z którymi pracuję.
To jeszcze nie wszystko;)
Tymczasem zrobiłam sobie kawę i usiadłam przy laptopie.
Przyjemności
trzeba łączyć, więc przy kawce przeczytałam kolejny fragment bloga Kaliny.
Odkryłam go niedawno i czytam po kawałeczku w wolnych chwilach (a więc
przeważnie przy kawce lub kolacji;)). Oj, podoba mi się to, co Ona pisze, i jak
pisze. Ciekawe, czy znają się z Lewkonią? Pasują mi do siebie te panie;))
Chciałam jeszcze o czymś napisać, ale muszę to dobrze
poukładać. Bo przełożenie myśli na pisanie nie jest dla mnie tak łatwe, jak na
przykład dla Kaliny i Lewkonii:)
Pozdrawiam wszystkich wiosennie!
Och, własnie odkryłam, że Kalina jest autorką niektórych tekstów piosenek Beaty Bednarz, np. cudownej "Samotności", którą pokochałam od pierwszego usłyszenia w Trójce!!!
Czyli bez pośpiechu :)
OdpowiedzUsuńNa to wygląda;))
UsuńOj, muszę zajrzeć do tej Kaliny:))) Ja dziś wstałam 0 7.00. Zwlokłam się stękając i jęcząc z niewyspania ( dziwne, w tygodniu o 6.00 już stoję na równych nogach:) i zabrałam za pracę domową z Espanol:) Pp czym o 9.00 już siedziałam grzeczniutko w uczniowskiej ławce, by pobierać nauki. Po powrocie opadłam z sił ( to ta pogoda) ale cóż, obiad ( jednodaniowy) sam się nie upichci, a akurat zawitała starszy syn, dogodzic trezbab było. I o mały włos po obiedzie zasnęłąbym z herbatą w dłoni, gdyby nie telefon. Od przyjaciela:) Wzięłam się wiec w garść, by zrobić coś pożytecznego, i .... właśnie to robię:)))) Odwiedza starych znajomych póki nie nabiorę przekonania, że już jestem zdolna do jakiejś fizycznej pracy. A opryskiwanie roślinek emami właśnie w taką pogodę ( tu nie wieje, ale siąpi) jest najlepsze. Więc??? No , może jeszcze chwilunia:)))
OdpowiedzUsuńO, i jeszcze pranie powiesić trzeba, dzięki za przypomnienie:)
A skoro wywołałaś mnie do tablicy, to trzeba by odkurzyć blog i coś z sensem i werwą napisać.
Tylko gdzie ta werwa, hę?:)))
Pozdrawiam ziewająco i snująco sie bez sensu:))))
PS Twoje nic-nierobienie jak widać przepiękne plony przynosi:))))
O, sobotnie kursy i szkolenia, jakże je kocham;) Niedawno własnie miałam takie, musiałam dojechać do miasta na 8.00, a w soboty to u mnie busy kursują słabo, więc wstać musiałam o 5.30, ale cóż, sama tego chciałam - kurs był świetny. Twój Espanol też chyba wart poświęcenia;) Koniecznie muszę do Ciebie się udać po więcej informacji o emach! Myślę o nich bardzo intensywnie odkąd obejrzałam coś na ten temat w "Mai w ogrodzie".
UsuńA do Kaliny koniecznie zajrzyj, pisze o zwyczajnym życiu i aż mnie ciarki przechodzą, jakie to wszystko jest mi bliskie - podobnie miewałam, czytając Twoje wpisy;) To takie cudowne, że nawet kiedy doświadczenia życiowe są odmienne, łączy nas z niektórymi ludźmi wyraźne powinowactwo duchowe;)
Oj Aguś, Aguś, nawet nie wiesz jak bardzo doskwiera mi to wewnętrzne "muszę" i jak bardzo zdominowało moją codzienność. Mam wrażenie, że już prawie niczego nie robię tylko dlatego, że chcę i coraz mniej dla siebie. Zszarzałam w środku tak bardzo, że te wszystkie kolory, pastele, których moc wokół zamiast mnie cieszyć i energetyzować to drażnią, bo tak bardzo odstają od tego, co we mnie. A ty wiosna buzuje, wreszcie ciepło, zielono, pachnąco, tylko jakoś tak obok mnie...
OdpowiedzUsuńA Ty znowu takie cudowności uszyłaś, gapimy się z moją Olą na zdjęcia same nie wiedząc, co ładniejsze, zajączki, baranki czy tęczowe kury :))
Ściskam Cię mocno.
A Kalina jest rzeczywiście niesamowita, jej teksty są jak światełko mądrości i prostego piękna w tym poszarpanym, zwariowanym i coraz bardziej bezmyślnym świecie.
Tak myślałam, że znacie sie z Kaliną;) Po przeczytaniu twojego poprzedniego wpisu na blogu nie miałam odwagi skomentować tego smutku, w takich momentach brakuje mi słów - tak, ja myślę ostatnio często o sprawach, które opisujesz w tamtym poście, staram się nie poddawać temu obezwładniającemu uczuciu i szukam pomocy tam, gdzie się jej szuka, gdy trwoga...
UsuńŚciskam też mocno.
piękny miałaś dzień, o wylegującym się kocie ni ewspomnę bo ten to miał chyb ajeszcze bardziej udany dzionek ;)
OdpowiedzUsuńurocze te Twoje szyciowe prace, pełne wiosny i pozytywnej energi, cieszą oczy
Ja chyba już nie potrafię bez pośpiechu. Ciągle coś gna mnie do przodu ech...
OdpowiedzUsuńSerdeczności przesyłam:)
Fajny dzień
OdpowiedzUsuńO tak, dzień bez pośpiechu wiele jest wart, wtedy więcej się widzi i ... czuje :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie !