...

wtorek, 21 lutego 2012

I znowu szycie...

Lubię szyć. Szczególnie wtedy, kiedy nie muszę. Lubię mieć ten komfort luzu. Jeśli miałabym z szycia uczynić źródło utrzymania, na pewno bardzo szybko ta miłość do maszyny by mi przeszła;) Lubię wypróbowywać nowe wzory, pomysły i cieszą mnie takie wyzwania. Ostatnio miałam okazję szyć rodzinną parkę aniołów - dla pewnej mamy i jej synka. Na poczatku się trochę bałam, że nie sprostam temu wyzwaniu, ale efekt końcowy bardzo mnie ucieszył.





Wcześniej uszyły mi się jeszcze królicze trojaczki:


Pozdrowienia:)

wtorek, 14 lutego 2012

Wyznanie na 14 lutego

Dziś chciałam napisać o mojej wielkiej miłości;)
Otóż - nie potrafię żyć bez chleba!



Bez słodyczy się może obejdę (z trudem;)), a bez chleba nie. Najczęściej jadam go tylko z masłem - tak najbardziej lubię. Z dzieciństwa spędzanego u babci pamiętam smak kromki zanurzonej w wodzie i posypanej cukrem, albo – w wersji luksusowej – polanej gęstą śmietaną i oczywiście też obficie pocukrzonej. Pycha… 
Pamiętam gliniasty ale smaczny chleb, po który stałam w długiej kolejce. Miałam wtedy pewnie z 10 lat. Chleb przywożony był do naszego wiejskiego spółdzielczego sklepu dwa razy w tygodniu, bochenków było tyle, by każdemu wystarczyło po dwa, trzy, a nieraz starczało tylko po jednym. Czasami trafiły się pszenne bułki, ale ja rzadko stałam na przedzie kolejki;) Kolejka formowała się już z samego rana, a chleb „przyjeżdżał” i o 9.00 i o 12.00 – nigdy nie było wiadomo, o której.


Akurat to zdjęcie jest trochę "nowsze" i z zupełnie innego miejsca w Polsce, a i zaopatrzenie jakby obfitsze;), za to wygląd półek, lady, wagi - identyczny. Nawet krzesełko takie samo.

Nasz sklepik mieścił się w niskim, długim budynku z cegły,  była tu też remiza strażacka z figurą Świętego Floriana przed wejściem. Nad tymi zabudowaniami zwieszały się galęzie bardzo starej lipy, wabiącej w czasie kwitnienia całe roje pszczół.
W czasie wakacji w kolejce przeważały dzieci, siedziało się na schodkach, na koślawej barierce albo na trawie i wymieniało głupimi kawałami,  odbijało zaczepki. W końcu – szłam powoli do domu (mieszkałam niedaleko sklepu), zjadając oderwaną od ciepławego bochenka piętkę. Czasami towarzyszyła mi kuzynka, która na wakacje przyjeżdżała na wieś, a czasami koleżanka, którą zamiast do pracy w polu - wysłano do sklepu. Było ciepło, bezwietrznie, pachniało suchą trawą, a ja miałam jeszcze przed sobą długie, beztroskie dni wolne od szkoły - co za wspaniała perspektywa! W czasie roku szkolnego natomiast miewałam okazję próbowania chleba "pieczonego" - tak nazywało się ten, który w niektórych domach (niewielu) robiony był własnoręcznie. Koleżanka chętnie zamieniała się ze mną na kanapki - moje zawsze były z chleba "kupnego", a taki właśnie koleżance lepiej smakował;) Jej babcia piekła wspaniały chleb, zawsze posypany makiem, z ciemną twardą skórką - bardzo lubiłam te kanapkowe wymianki i dziwiłam się, że koleżanka woli pieczywo sklepowe;)
Minęło już sporo lat, dawno nie ma tamtego sklepu, za to w okolicy są 3 inne – prywatne oczywiście. W każdym można codziennie kupić świeży chleb, a dodatkowo – 2 razy w tygodniu jeździ sklep „samochodowy” i też można w nim kupić pieczywo. Tak więc wybór jest spory, ale… No właśnie – nie jest to najlepszy chleb. O ile świeży jest jeszcze w miarę „zjadliwy”, to na drugi dzień jest zupełnie do niczego. Wyjściem jest podjechanie do oddalonej o jakieś 10 km miejscowości, w której znajduje się piekarnia, i zaopatrzenie się tam w lepsze pieczywo. Szkoda, że akurat nasze sklepy w tej piekarni się nie zaopatrują. Jeśli ktoś pracuje w mieście, wybór ma dużo większy - są chleby bez polepszaczy, na zakwasie. 

Dla takiego „chlebożercy”, jak ja, odkrycie, że można sobie samemu upiec chleb, w zwyczajnym piekarniku, na drożdżach czy zakwasie – było zaskoczeniem. Sprobowałam i piekę tak już od prawie dwóch lat. Swój debiut w tej materii opisałam z resztą na blogu. Najpierw piekłam chleb na drożdżach, potem dostałam od przyjaciółki zakwas i piekę też na zakwasie. Jest zupełnie inny, niż ten kupowany w piekarni czy sklepie. Zazwyczaj piekę dwa bochenki na raz – w foremkach ok. 30 cm. Część oddaję w dobre ręce, część kroję i zamrażam, część zostawiam „na teraz”. 

Wiem, że ostatnio jest moda na pieczenie chleba – moda w pozytywnym znaczeniu! Bardzo dobrze, że ludzie obdarowują się zakwasem, przepisami. Pieczony własnoręcznie chleb ma COŚ. Duszę? Chleb to dom,  ciepło, to życie. Kiedy zabieram się do pieczenia, moje myśli są dobre. Może komuś to się wydać śmieszne, ale ja w myślach bezwiednie proszę chleb, by się udał;)
I przeważnie się udaje. Co ciekawe, każdy pierwszy raz (z chlebem na drożdżach, potem z chlebem na zakwasie) był niezwykle udany – następne nie zawsze  aż tak wspaniałe, choć nadal bardzo, bardzo dobre.

Jeśli ktoś jeszcze nie upiekł chleba, ale ma na to ochotę, niech to zrobi! Warto!
Dla początkujących polecam drożdżowy „łatwy chleb pszenno – żytni”. Przepis jest tu: http://mojewypieki.blox.pl/2008/01/Latwy-chleb-pszenno-zytni.html Piekłam go wielokrotnie.

Dla osób, które zdobyły zakwas (lub wyhodowały go sobie samodzielnie) a chcą wypróbować prosty i mało pracochłonny przepis, polecam ten, który dostałam wraz z zakwasem od przyjaciółki:

Chleb z ziarnami na zakwasie

1 kg mąki pszennej (zwykłej)
2 szkl. mąki pszennej pełnoziarnistej
2 szkl. mąki żytniej pełnoziarnistej
1 – 1,5 łyżki soli
1 łyżka cukru
ok. 5 szkl. wody
1 i 0.5 szkl. ziaren (słonecznik, czarnuszka, siemię, dynia itp.)
zakwas (daję ok. 2/3  szklanki)

Do miski wsypać mąkę, ziarna, sól, cukier; wymieszać, dodać zakwas i wodę, wyrobić przez chwilę (ja to robię łyżką lub ręką). Odłożyć do słoika ok. 3-4 łyżki na kolejne pieczenie (zakwas trzymam w zakręconym słoiku w lodówce). Ciasto przełożyć do 3 małych lub 2 większych foremek wyłożonych papierem do pieczenia. Przykryć folią, odstawić na ok. 10 godzin do wyrośnięcia (ciasto wypełni prawie całą foremkę). Piec ok. 60 min. (ja piekę 20 minut dłużej) w temperaturze 170 st.

To naprawdę bardzo łatwy przepis, najlepiej ciasto wyrobić wieczorem, a rano upiec.

Mąkę kupuję w sklepie z  żywnością ekologiczną lub w markecie – też w dziale z żywnością ekologiczną, tam bywa nieco tańsza. Nadaje się każda o typie powyżej 700 - chlebowa, razowa. Kto chce się dowiedzieć wszystkiego o pieczeniu chleba, niech zajrzy na blog Liski.

Na tym właśnie blogu znalazłam ostatnio wypróbowany przeze mnie przepis na chleb orkiszowy na zakwasie. http://pracowniawypiekow.blogspot.com/2009/01/chleb-orkiszowy-na-miodzie-krok-po_20.html
Orkisz to odmiana pszenicy o wyjątkowych właściwościach zdrowotnych, polecana w różnych schorzeniach. Od jakiegoś czasu piekę głównie na takiej mące, jest ona jednak droga.

Początkowo piekłam chleb orkiszowy na drożdżach, nie znając odpowiedniego przepisu „zakwasowego”.  Ale w końcu znalazłam:

(cytuję za Liską)

„Chleb orkiszowy z miodem

Spelt bread with honey



Chleb, który przedstawiam, jest prosty do wykonania i bardzo smaczny. Należy pamiętać jednak o tym, by 12-24 godziny przed planowanym pieczeniem zrobić zaczyn według podanego niżej przepisu. Później właściwie sam się robi :)



Zaczyn:

50 g zakwasu żytniego

75 g mąki orkiszowej (użyłam mąki typ 700, jasnej)

100 g wody



Odstawić na 12-24 h



Następnie dodać:

275 g wody

30 g miodu

500 g mąki orkiszowej (użyłam mąki typ 700, jasnej)

1 łyżeczka drożdży suszonych instant

1,5 łyżeczki (10 g) soli morskiej



Składniki zaczynu wymieszać ze składnikami na ciasto. Można zagniatać ręcznie (10-15 minut)lub mikserem (6-7 minut). Zagniatamy do czasu, aż ciasto będzie gładkie.

Miskę przykrywamy przezroczystą folią i odstawiamy do fermentacji na ok. 2 godziny. Ciasto powinno podwoić swoją objętość - od tego uzależniamy czas fermentacji. Zdarza się, że trwa ona krócej, innym razem - dłużej, do 3 godzin.



Keksówkę o długości 25 cm smarujemy olejem i wysypujemy otrębami (żytnimi lub orkiszowymi). Przekładamy do niej wyrośnięte ciasto i ponownie przykrywamy folią lub ściereczką.

(Można też zamiast pieczenia w keksówce, uformować okrągły bochenek i przełożyć go do wyrośnięcia do koszyczka wysypanego mąką.)

Odstawiamy do wyrośnięcia na 1-1,5 godziny. Ciasto powinno wypełnić całą formę.



Piekarnik nagrzewamy do 230 st C.

Wstawiamy chleb. Po 10 minutach zmniejszamy do 200 st C i dopiekamy kolejne 30 minut.



Po upieczeniu chleb wyjmujemy i przed krojeniem pozwalamy mu zupełnie ostygnąć”.

Tyle Liska.


Nie trzymałam się ściśle przepisu, bo chciałam piec zupełnie bez drożdży. Zamiast nich – dodałam więc do ciasta ponownie zakwas – ilościowo - na oko;) Ubytek w słoiku z zakwasem uzupełniłam mąką razową i wodą, utrzymując dość gęstą konsystencję. Miałam 2 rodzaje mąki orkiszowej, typ 750 i 2000, pomieszałam je.
Zaczyn zrobiłam w piątek wieczorem. W sobotę około południa dodałam resztę składników i wyrobiłam ciasto (było bardzo klejące). Wyrastało jakieś 3,5 godz., zanim włożyłam je do foremki (30 cm.) W foremce rosło pewnie kolejne 3 godziny. Liska w innym miejscu pisze, aby nie dopuszczać do przerośnięcia ciasta, bo wtedy opada, więc pilnowałam, by ładnie się „uwypukliło” i zaraz potem wstawiłam do nagrzanego pieca. Piekłam dłużej, niż w przepisie.

Chleb wyszedł świetny, czego nawet się nie spodziewałam, zważywszy na wprowadzane przeze mnie eksperymentalne zmiany.





I to koniec na dziś – pewnie nie wszystkich temat zainteresował, ale jeśli choć jedną osobę zachęcę do pieczenia chleba, to chyba warto było go podjąć;)


Pozdrawiam ciepło!

piątek, 3 lutego 2012

Dzień bez szycia - dniem straconym

Dla pewnego kleryka o dobrym sercu (na prośbę Przyjaciółki - TEJ;)))





Co ja się z ta sutanną namęczyłam;)
                                                                             .........

Dla Przyjaciółki (TEJ;))):








Domek z inspiracji widzianej kiedyś w sieci, wymęczony, z wieloma niedoróbkami, ale to dlatego, że krojony bez szablonu i szyty na żywioł;)

Pozdrawiam gorąco, u mnie dziś -22 stopnie....