...

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Kolorowe jarmarki, czyli jeszcze nigdy nie było tyle zdjęć;)


Letnie dni mijają tak szybko, zbyt szybko...






15 sierpnia to dla mnie granica, za którą czai się jesień - od tego święta dni zaczynają mi biec z podejrzanym pośpiechem;) To już tydzień minął od Matki Boskiej Zielnej, a poświęcony bukiet zdążył  zwiędnąć i podeschnąć. Powędrowałam sobie w poszukiwaniu ziół i badylków po okolicznych, pustych już polach, miły to był spacer, popołudniową cichą niedzielną porą. Nazajutrz bukiecik wyglądał jeszcze całkiem świeżo. 



W mojej parafii był to też dzień odpustu i jak co roku kramarze rozstawili swoje stoiska, wiatr porywał balony, kręciła się wata cukrowa, a dzieci biegały z szaleństwem w oczach (za nimi mamusie i tatusiowie, trzymając się za portfele;))













 Kiedy byłam mała, uwielbiałam te odpustowe obwarzanki. Później jakoś przestali je sprzedawać, a dziś znowu kuszą – choć jakoś nie zdecydowałam się na spróbowanie, chyba ze strachu, że już nie będą takie, jak kiedyś;) Chyba każdy ma jakieś wspomnienia związane z odpustami, moja mama zawsze ubolewa, że nie ma już piłeczek na gumce (były ciężkie, zdaje się, że wypełnione trocinami, sama też się takimi bawiłam… dawno temu;)) – a może jednak są, tylko giną w powodzi chińskiego plastiku?  Tato z kolei twierdzi, że odpustowe ogórki małosolne z jego dzieciństwa miały zupełnie  inny smak;)

W tym roku odbywały się też w naszej gminie powiatowe dożynki. Każde sołectwo miało przygotować na tę uroczystość wieniec oraz kosz z darami pól i sadów – mojej mamie trafiło się przygotowanie kosza:





Bardzo mi się podobał. Prawda, że udana kompozycja?





Wakacje kończą się nieubłaganie, a tu tyle jeszcze rzeczy wypadałoby mi zrobić. Bo tak mi się naiwnie marzyło, że podczas tego wolnego czasu (którego wszyscy mi zazdroszczą;)) będę duuużo więcej szyła, podciągnę sprawę zaniedbanego otoczenia domowego (czyli zrealizuję choć część planów ogrodniczych), wybiorę i zakupię wreszcie lampy do domu… i tak dalej, i tak dalej… I cóż… U sufitu nadal wiszą gołe żarówki. W ogrodzie doszła zaledwie jedna rabatka. Cztery anioły i jeden królik to nie jest jakaś oszałamiająca ilość szyciowych tworów. No, prawda, były jeszcze koniki.




Z tymi wakacjami najbardziej kojarzy mi się skręcanie. Zakupiłam bowiem sporo mebli w popularnym sklepie z paczkowanymi wyrobami i ambitnie postanowiłam sama wszystko poskładać. Nie będę z resztą ukrywać, że ja to po prostu bardzo lubię. Te instrukcje, śrubki, wkręty, zapach drewna i farby, a na koniec satysfakcja z dokonanego dzieła  – ktoś jeszcze ma takiego świra?;)




A więc wreszcie stałam się posiadaczką szafek kuchennych z pojemnymi szufladami, a także nowej komody w białym kolorze i regału tej samej barwy, jak również paru innych mebli potrzebnych do ukrycia szmacianego i segregatorowo - dokumentalnego bałaganu. Sama nie skręcałam jedynie komody – niecnie wykorzystałam do tego przebywających u mnie Gości, całkiem przypadkowo mających przy sobie wiertarko - wkrętarkę;) , którym to Gościom bardzo dziękuję (E. – do Ciebie mówię!;)) Ja to umiem zapewnić gościom atrakcje… Ach, no i nie przykręcałam też uchwytów do szafek kuchennych;) Niestety, wiszące szafki kuchenne nadal spoczywają w pudełkach i czekają na zajęcie należnego im miejsca po obu stronach samotnego okapu. 




Tak więc na razie nie pokażę, jak to w całości wygląda, bo efekt jeszcze nie ten… Ale jakiś ułamek – owszem:









Nie pokażę też nowego łóżka, bo właśnie przechodzi lekki lifting, by bardziej zgrało się z resztą mebli. Mogę za to na razie zaprezentować, jak wygląda na stronie sklepowej:


  (jysk)


Sypialnia zaczyna nabierać całkiem nowego kształtu i wyglądu (tu info dla DPS – naprawdę robi się biała sypialnia, ale trochę mi poszła w innym kierunku, niż zamierzałam;)). Nadal jednak pozostaje również moją pracownią, więc jest niemiłosiernie zagracona.
Do białej sypialni przerobiłam szafę z odzysku. Przeszła sporą metamorfozę  - przy pomocy papieru ściernego, profili z twardego styropianu, luster z IKEA, bambusowej maty oraz prawie białej farby w odcieniu pastelowa orchidea;) Przydały się też uchwyty zakupione w sklepie, który opisywałam kilka postów wcześniej. Jeszcze nie jest skończona, więc też w całości nie pokażę;)










Na tym kończę ten niezwykle obfity post, pozdrawiam serdecznie stałych zaglądaczy i witam nowych;)

Ps. Taki prezent wyszukało mi dwóch młodych dżentelmenów:




Dostałam jeszcze inne prezenty, ale o tym to już chyba w następnych postach;) Teraz kończę już naprawdę;)