Kapie mi na klawiaturę. To nie deszcz, skończyłam własnie czytać ostatnią książkę Grocholi. Nie wiem, co ze mną jest nie tak. Nie płaczę, kiedy czytam o nieszczęśliwej miłości, nie płaczę kiedy oglądam łzawy z założenia melodramat. Nie płaczę wtedy, kiedy czytam o ludzkich nieszczęściach, choć nieraz z trudem się powstrzymuję. Ryczę jak bubr i moczę niezliczoną ilość chusteczek, kiedy sprawa dotyczy cierpienia i odchodzenia zwierząt. Zarówno w świecie zmyślonym, jak i rzeczywistym. Czytałam parę książek Grocholi - tych lekkich, łatwych, i tych trochę cięższego kalibru. Teraz - autobiograficzne "Zielone drzwi". Autorka pisze o swoim życiu, ciekawie i z dystansem. Rzeczy zabawne i przyjemne przeplatają się z sytuacjami dramatycznymi, czasami niesamowitymi. Czyta się łatwo, jak to Grocholę, jest trochę wzruszeń, śmiechu. A na koniec znowu przywaliła mie opisem odchodzenia psa, który z resztą już kiedyś umieściła w jedej z książek o Judycie. No i rozbeczałam się znowu jak głupia...
Książkę warto przeczytać, nawet jeśli nie lubi się tzw. "literatury kobiecej"(ja tam luuubię;)) Kasia Grochola bowiem mądrym człowiekiem jest:) A ja na dodatek mam do niej dość osobisty stosunek. Pamiętam, kiedy czytając "Nigdy w życiu", nagle rzuciłam się do stosów "Ładnego Domu" i po dłuższym przekopywaniu roczników, z triumfem wyciągnęłam numer z felietonem o tym, "Jak Kasia dom zbudowała". Pamiętałam zdjęcie rozczochranej, kręconej brunetki, zdaje się z kielnią i pustakami i burzliwą historię powstawania jej małego domku, którą to historię, jak się okazało, wspomniana Kasia wykorzystała później do napisania książki. Nie wiem, czemu tak się ucieszyłam, że odnalazłam ten artykuł. A może wiem... Pewno dlatego, że historia opisana w książce okazała się być w większej części prawdziwą! A ja na dodatek rozszyfrowałam to, zanim zaczęto o Grocholi mówić.
Pamiętałam również o Grocholi, kiedy zaczęłam coraz bardziej realnie myśleć o budowie swojego małego domku. Plany stawały się coraz bardziej rzeczywiste, a ja zmieniłam powoli swoje życie. Choć nie tak spektakularnie, jak w powieści, ale też przy ogromnej pomocy innych - moich Rodziców, Przyjaciół. Tak niepostrzeżenie... i oczywiście BEZ POSPIECHU;) Nie wiem kiedy, czy jeszcze w fazie projektu, czy już kiedy powstawały pierwsze ściany mojego domu, zobaczyłam oczyma wyobraźni DRZWI do mojego domu. Były ZIELONE. Od zawsze. Wciąż mówiłam o tym, że będę miała zielone drzwi. Niestety, jak to często bywa w życiu (a rzadziej w książkach;)) kupiłam w końcu drzwi niezupełnie zielone... No, one w ogóle nawet nie stały obok zielonych;) Ale były drewniane, tak jak chciałam, a cena dla mnie jeszcze do przełknięcia. Zdecydowałam się je kupić, z silnym postanowieniem przemalowania ich w przyszłości na właściwy kolor. Po jakimś czasie mój nieoceniony Tato przytargał jeszcze niepotrzebne nikomu, stare drewniane drzwi, które niby tymczasowo miały zamykać wejście do piwniczki (jest na zewnatrz domu). Drzwi były tak zdarte i brudne, że koloru nikt by nie odgadł. Co się okazało po oczyszczeniu? Że są zielone... Na pewno ich już nie wymienię.
No i tak czytam sobie dziś tę końcówkę książki Grocholi i fragment o powodach, dla których książka powstała: po prostu - "ku pokrzepieniu własnego serca"! Autorka pisze : "Chciałam przypomnieć sobie rzeczy dobre, które mnie spotkały". Wydaje mi się, że to całkiem niezłe wytłumaczenie. Może gdy będziemy szukać tych dobrych rzeczy w naszym życiu i pamiętać o nich, wtedy te złe, które też się przecież dzieją, będą łatwiejsze do zniesienia...
"The Green Door" to tytuł jednego z opowiadań O. Henry'ego.
A ja muszę w końcu kupić zieloną farbę!
Na pewno kiedyś będą zielone, ale zrobisz to po swojemu - bez pośpiechu :)
OdpowiedzUsuńI tak są ładne, chociaż nie zielone;-)
OdpowiedzUsuńAle wierzę, że je przemalujesz;-)))
Książki Grocholi, o której piszesz, jeszcze nie czytałam, ale z pewnością po nią sięgnę. Lubię biograficzne, a nawet tylko częściowo biograficzne.
A pora roku, która nadchodzi sprzyja czytaniu, oj sprzyja.
Pozdrawiam cieplutko.
Mnie tez wzruszaja do lez te same powody, nie wiem skad sie to wzielo, kocham ziwerzeta, ale chyba ludzi bardziej (na pewno nie wszystkich)..moze dlatego, ze zwierze czesto zalezy tylko od nas, a ludzie sami sobie jakos radza..nie wiem. W kazdym razie tak ju zmam i juz.
OdpowiedzUsuńZielone drzwi w Twoim domu na penwo sie pojawia, wiosna poszukaj tylko dobrej zielonej farby i..do roboty. Wiadomo: bez pospiechu :-)
Ksiazke przeczytam jak tylko mi wpadnie w rece, przy najblizeszej okazji bedac w Polsce kupie ja.
Przywiozlam z poprzedniej podrozy do kraju ksiazki Katarzyny Doroty Nowak. Polecam:-) i polecam jej bloga: "pisarka.pl", kiedys trafilam na niego przypadkiem, to dzieki niej zaczelam prowadzic swojego.
Sciskam i milego wieczoru
Basia
znałam Grocholę właśnie z ładnego domu i potem gdy ukazała się jej pierwsza powieść rzuciłam się na nią jak sęp:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam "Zielone drzwi" w dwa dni..Książka zrobiła na mnie wrazenie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ale piekne to, co napisałaś.-zielone drzwi..
OdpowiedzUsuńJa zawsze marzylam o zielonych okiennicach..Jeszcze ich nie ma, ale wierze, ze ktoregos dnia..
Pozdrawiam najcieplej!
Witaj
OdpowiedzUsuńNiestety nie czytałam tej książki.
Ale po twojej recenzji chętnie po nią sięgnę.
Pozdrawiam
:) Zaczęłam czytać twojego posta i mogłam tylko potakiwać. MAM TAK SAMO i też kończąc "zielone drzwi" Grocholi ryczałam. Czasem muszę opuszczać tego typu fragmenty, bo chodzę potem jakby walec po mnie przejechał. Że nie będę wspominać o tym temacie w świecie realnym, bo to już w ogóle depresja.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ta blogowa opowieść :) Najwyraźniej każdy ma swoje zielone drzwi, tylko trzeba je odnaleźć ;)
Pozdrawiam!
Sun po takiej rekomendacji sięgnę po książkę. B.lubię biografie i autobiografie właśnie dlatego że życie jest takie ciekawe :-) A przeżycia innych wiele uczą.
OdpowiedzUsuńA propos zielonych drzwi: będą w Hiszpanii widziałam wiele domów które mają kolorowe drzwi i okna-zielone i niebieskie. Bardzo mi się podobały :-)Widziałam też u nas dom z niebieskimi oknami i drzwiami- śliczny.
Niestety u nas kolorowa stolarka jest dużo droższa...I tak w moim domu będą niestety "nie-zielone". No chyba żeby ;-)
Cierpienie zwierząt zawsze wywołuje u mnie łzy:(( Ale pięknie to opisałaś:) i te zielone drzwi...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Tej książki Grocholi jeszcze nie przeczytałam, inne chyba wszystkie. Przyznam Ci się szczerze, trochę byłam wkurzona na Nią za historie budowy domu. Gdy czytałam "Nigdy w życiu" budowaliśmy nasz dom. I wcale nie było tak słodko - robotnicy nie mieli poczucia humoru a za nasze wyproszone w banku pieniądze nie dostaliśmy takiej cudnej drewnianej "chatki". Zżymałam się na Nią, bo nam się kłody spod nóg nie chciały jakoś usuwać. Potem dowiedziałam się, że jednak to nie była tylko fikcja literacka, że można, że da się, że trzeba wierzyć. I potem już pochłonęłam wszystkie "grochole" jakie wychodziły. I nauczyłam się, że nawet najbardziej nieprawdopodobne marzenia można spełnić, gdy bardzo się tego chce. Tylko nie wolno się poddać i przestać marzyć.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZielone drzwi...fajnie brzmi...ja chyba jednak ostatnio gustuje w niebieskościach...ja jakoś do Grocholi nie jestem przekonana...może kiedyś!Miłego weekendu życzę:)
OdpowiedzUsuń"Chciałam przypomnieć sobie rzeczy dobre, które mnie spotkały" - to szlachetny powód napisania książki. Powód pisania w ogóle :) Gdy myśli człowiek o rzeczach dobrych to wtedy, metodą Piotrusia Pana, dostaje skrzydeł, i odfrunąć może od nań dybiących naziemnych piratów i nawodnych krokodyli :)
OdpowiedzUsuńTwoje marzenie o zielonych drzwiach do domu rozumiem. Jest w zielonym to coś... I nadzieja, i spokój, i lekkość. Jedne drzwi zielone już masz, niech zielone staną się wkrótce i te drugie!
Szukałam dziś farby, ale żadna zieleń mi jakoś nie podchodzi;) Bo ma być ładny, żywozielony, nie za jasny, nie za ciemny, nie wpadający w niebieski itd... Ale gdy tylko trafię na właściwy, zaraz kupuję:))))
OdpowiedzUsuńFajnie, dziewczyny, że jesteście i tu zaglądacie, buziaki:)))
hihihi :0 a ja od zawsze o czerwonych drzwiach marzyłam :)) a z tym płaczem to tez taka jestem, ja płacze nawet jak kreskówkowe zwierzę umiera, no...
OdpowiedzUsuńładny powód do napisania książki... i bliski mi, i chyba nie tylko mi - bo większość blogów chyba naszych powstaje i żyje właśnie po to? bo zapamiętać te dobre rzeczy...
Ja też uwielbiam Grocholę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ;)
O tak..Zielone drzwi to fajna książka.
OdpowiedzUsuńPododbnie jak i Nigdy w życiu. Niby takie kobiece..ktoś powie " coś takiego czytasz"?
ja lubie. Odpoczywam przy takiej książce..
Ładny blog.
Pozdrawiam ciepło.