Tak to już jest, że kiedy się nie pisze
za często, a później się chce władować wszystko do jednego worka, to
wychodzi kompletny misz-masz i groch z
kapustą;) Ale co tam, jedziemy:
Lato upływa tak szybko (co za nowina,
heh…), że niewiadomo kiedy jarzębina zrobiła się czerwoniutka, a zbożowe pola
opustoszały zupełnie. Niby sezon ogórkowy...
Pławię
się z lubością w cieple wakacyjnych dni, czuję świetnie nawet w 30 stopniach
(no cóż, ja tak mam). Wprawdzie krążące wokół burze, trąby i gradobicia
powodują, że nie do końca można się wyluzować, ale jak na razie nie mogę narzekać
na pogodę, choć deszczu mogłoby być ciut więcej ze względu na rośliny.
Ptaki
wyprowadziły w tym roku chyba więcej lęgów, niż zwykle; kopciuszki, rudziki, szczygły
latają całymi stadami wokół domu, oblegają oczko wodne, ostatnio młody
kopciuszek kąpał się z lubością w metalowej balii na tarasie 2 metry ode mnie (w
tej balii trzymam wodne rośliny, więc ptaszek siedział na liściu). Spacerują
też te łobuzy bezczelnie prawie pod nogami człowieka, licząc na to, że kotu
rozwalonemu nieopodal w cieniu nie będzie się chciało ruszyć z miejsca. Dzikie
gołębie mają gniazdo gdzieś na jednym z wielkich drzew. Mało boją się ludzi, przylatują się napić, często
chodzą po trawniku przed tarasem, wyciągając z niego jakieś swoje przysmaki. A
czasami…;)))
Szczęśliwie, mam prawie za progiem
kilkudziesięcioletnie lipy, jesiony i jawory pamiętające na pewno młodość mojego
dziadka. Urzędują na tych drzewach nie tylko dzikie gołębie, ale całe stada
szpaków i ptasiego drobiazgu, stukają dzięcioły, a na początku lata słychać
monotonne brzęczenie pszczół oblepiających lipowe gałązki. Zapach kwitnących
lip jest nie do opisania, uwielbiam to!
Oprócz delektowania się zapachami i
smakami lata, trochę też siedzę przy maszynie do szycia.
Króliczek dla pierwszego (hiszpańskiego!)
wnuczka pewnej bardzo młodej babci – wraz z kolegą, w towarzystwie rozbujałych
krzaków pomidorowych (w tym roku coś te odmiany pomidorów wybrałam niezbyt
fortunnie, jedne rosną pięknie i owocują, a inne szybko zamierają, oczywiście
przy sadzeniu na własciwe miejsce pogubiłam tabliczki z nazwami odmian i nie wiem, które są które;)
Aniołek Śpioch uszyty na aukcję
charytatywną dla Frania, w towarzystwie mojej ulubionej róży, kwitnącej do
mrozów.
Anioł Tilda z długim warkoczem, na
specjalne zamówienie.
Anioł Drogowy - dla pracowników pewnego
urzędu;)
Zbuntowana nastolatka dla pewnej …zbuntowanej
nastolatki;)
…
A na koniec…
Ha!
Kiedyś
moja dowcipna kuzynka, oglądając jakiegoś uszytego akurat anioła, zadała mi
pytanie, dlaczego ten męski (sądząc po
okryciu wierzchnim) przedstawiciel anielskiego rodu, pod ubraniem jest
bezpłciowy;) No sama zaczęłam się nad tym zastanawiać. Anioły chyba są istotami
bez określonej płci, nieprawdaż? Ale w szyciowym (oczywiście nie tylko) światku
pojawiają się zarówno smukłe anielice, jak i grubawe anioły Śpiochy oraz cała
masa wariacji na ten temat, z reguły wyraźnie określonych pod względem płci;)
No i teraz mnie to gryzie! Czy to nie jest jakieś nadużycie, to nasze
aniołowanie… Coś tam zaczęłam kuzynce
mętnie tłumaczyć, że to zabawa, itd., ale nie poczuła się uspokojona tymi
wywodami, więcej – stwierdziła, że jestem niekonsekwentna i anioł pod ubraniem
powinien coś mieć;) Jakiś czas później dostałam od niej zaproszenie na jej
ślub. I postanowiłam uczynić za dość jej uwagom. Uszyłam anielską parę…
A para pod ubraniem ma…
No, gwoli przyzwoitości, na zdjęciach pozostawiłam
dolną część bielizny, też co nieco skrywającą;) W każdym razie kuzynka powinna
być usatysfakcjonowania (para została podarowana w ostatnią sobotę, na razie
obejrzana od zewnątrz, ale myślę, że kiedy Ola ochłonie po ślubno – weselnym zamieszaniu,
zapewne zainteresuje się aniołami nieco dokładniej i… będzie miała
niespodziankę;))
Tak sobie myślę – może jednak w takich
przypadkach zrezygnować z aniołów na rzecz zwykłych lalek? ;)