...wśród ptasich gniazd...
w zawiłym horoskopie
na tysiąc lat
w otwartym nagle oknie
w cieniu za firanką
wsród ludzi na przystanku
w słońcu i we mgle
szukaj mnie
cierpliwie dzień po dniu
staraj się podążać moim śladem
szukaj mnie
bo sama nie wiem już
bo nie wiem
kiedy sama się odnajdę
Pamiętacie ten kawałek? Przypomniał mi się, kiedy przygotowywałam zdjęcia do wklejenia, a właściwie to początek tej piosenki bardzo mi pasował do zdjęcia powyżej;)
Jesienne klimaty na wszystkich prawie blogach, trudno - muszę chyba jakoś sie zmusić i polubić jesień. Ostatni tydzień był cudny. Poranki lekko mgliste, z perlistą rosą na kwiatach i trawach, później - ciepłe, łagodne godziny ze słońcem, słońcem... Taka jesień mogłaby sobie być... Postanowiłam nie oglądać, ani nie słuchać żadnych prognoz pogodowych;)
Ptaki rzeczywiście szykują się do odlotu.
U mnie też ostatnio trochę "odlotowo":
Skrzydła anielskie, przy szyciu których złamałam igłę i przeszyłam sobie palec;) NAPRAWDĘ NIE WIEM, JAK TO ZROBIŁAM! Nawet nie bolało... w pierwszej chwili;)
Potem krew się polała obfita, ale na szczęście biel skrzydeł pozostała nieskalana. Palec zakleiłam, igłę wymieniłam i dokończyłam pracę:) Później zrobiłam sobie chwilę przerwy, parę dni obchodziłam maszynę z daleka, dopiero wczoraj usiadłam i co? Coś się porobiło i rwie mi nici... Nie umiem tego wyregulować, maszyna jest stara i dotąd była sprawna, ale teraz to już nie wiem... Pewnie coś trzeba ustawić. Za wiele do ustawiania w tym sprzęcie nie ma, więc niby powinnam sobie poradzić - próbuję, ale po chwili w miarę równego szycia nagle szarpie i nić górna zerwana... Oby udało mi się coś wydumać, bo sporo szycia miałam w planach.
Jeszcze przed skrzydłami uszyłam anieliczkę w niebieskościach i "koniecznie żeby miała długie włosy;)" - na zamówienie pewnej 4,5 - latki:
Z tymi włosami to problem mam, na razie robię ze sznurka, ale włóczkowe byłyby na pewno lepsze - muszę chyba spruć jakiś stary sweter;)
A teraz coś z innej beczki - zabierałam się od jakiegoś czasu do upieczenia chleba na zakwasie - dostałam od koleżanki pół słoika zakwasu, stał sobie w lodówce i mrugał do mnie za każdym razem kiedy ją otwierałam;) Wreszcie nabrał chyba mocy urzędowej i upiekłam swój pierwszy chleb na zakwasie! W zasadzie okazało się, że przepis jest banalnie prosty (jeśli ma się zakwas), wykonanie chleba nie jest wcale pracochłonne, a jedynie czasochłonne, bo wyrabia się go wieczorem (tak najlepiej), wkłada do foremek, czeka ok. 10 godzin i piecze. Zakwas to po prostu trochę ciasta odłożonego z wyrabianej masy, nie trzeba go dokarmiać ani w ogóle się nim przejmować - w innych przepisach wygląda to zupełnie inaczej. W każdym razie przechodzę do meritum: chleb wyszedł bardzo smaczny, część poszła niemal na ciepło;)
Po upieczeniu chleba siłą rozpędu ukręciłam jeszcze ciasto ze śliwkami - w tym roku u mnie nie ma w ogóle tych owoców, a w ubiegłym - drzewa sie uginały... Kupiłam więc sobie te śliwki z myślą o pojadaniu w drodze z pracy, ale okazały się tak kwaśne, że nadawały się jedynie do przeróbki;) Ciasto zrobiłam zupełnie "na oko", taka babka ucierana łyżką w misce, a wyszło całkiem udane, aż się zdziwiłam;)
Strasznie długo piszę tego posta - znowu jakoś inaczej wstawia się zdjęcia i normalnym trybem za nic nie mogłam tego zrobić, muszę najpierw dawać do netowego albumu i dopiero adres do bloga, a wcześniej tak ładnie i szybko mi się wstawiało... Teraz ładuje mi się i ładuje... Niezależnie od przeglądarki, próbowałam na trzech... Na dodatek nie chce się tekst wyjustować, tylko cały czas równa mi do środka, wrrrrrr!!!! Albo coś dziś z bloggerem się dzieje, albo już sama nie wiem.. Cóż - musi zostać tak jak jest, choć drażni mnie to okropnie!
Już całkiem na koniec mała kompilacja zdjęć z ostatniego tygodnia - ta rosa poranna na różach była bardzo kusząca;)
Udanego nowego tygodnia życzę wszystkim:)))