...

niedziela, 31 stycznia 2010

Marzenia cd.



Minęło już sporo czasu od zmian opisanych w poprzednim poście. Ogród bardzo się rozszalał, wypadałoby znowu przeprowadzić selekcję, usunąć niektóre krzewy i drzewa, zrobić generalny porządek w oczku wodnym. Jakoś ciężko się do tego zabrać;) Oczko radzi sobie nawet nieźle, utrzymuje się w nim równowaga biologiczna, choć zbytnio zarasta trzciną (to był duży błąd, że ją posadziliśmy - nie wiedziałam, że jest aż tak ekspansywna i że nawet w oczku wykonanym z folii będzie się tak mnożyć). Do ogrodu ciagną ptaki (w pobliżu nie ma zbyt wielu miejsc, gdzie mogą się napić i wykąpać, więc nasze bajorko to dla nich raj), na wiosnę jest mnóstwo żab, latem fruwają ważki.  Szkoda zakłócać ten stan, ale niedługo trzeba będzie zabrać za porządki...
















O marzeniach

Mój rodzinny dom otaczał ogród zakładany przez Rodziców. Nie był to jakiś wydumany projekt - po prostu sadziło się drzewa, krzewy, byliny, wysiewało kwiaty jednoroczne. Początkowo nie interesowałam się tym zbytnio. Ale po paru latach pojawiły się pierwsze profesjonalne czasopisma ogrodnicze, a w nich zdjęcia przyprawiające mnie o zawrót głowy. Zakochałam się w ogrodach angielskich, naturalistycznych. Potem natrafiłam na angielski serial "Gardener's World" (chyba tak brzmiał tytuł), zrealizowany zdaje się przez BBC. I wsiąkłam na dobre. Potem kupiłam parę książek, m. in. autorstwa Johna Brookes'a... I tak się zaczęło. Najpierw musiałam zmobilizować najbliższych, z czym na szczęście wielkiego problemu nie było.  Jak już wspomniałam, w ogrodzie rosło już sporo drzew, krzewów i bylin, ale posadzonych trochę bezładnie, zbyt blisko siebie, w nieodpowiednich miejscach.  Z ciężkim sercem parę drzew musieliśmy wyciąć, trzeba też było poprzesadzać wiele roślin. Postanowiliśmy założyć duże oczko wodne, a wokół niego powoli aranżować przestrzeń. Tak zaczęło się spełniać jedno z moich wielkich marzeń...










sobota, 30 stycznia 2010

Szukałam, szukałam i ...



...mam faworyta!

canon power shot SX 20 IS

Parametry techniczne:
Zoom optyczny: 20x, ogniskowa: 28 - 560 mm (ekwiwalent dla małego obrazka), konstrukcja optyczna: 13 elementów w 11 grupach (1 element UD i 1 jednostronnie asferyczny)
Efektywna liczba pikseli: 12.1 milionów
Max. rozdzielczość: 4000 x 3000 pikseli
Wyświetlacz LCD: Ekran o zmiennym kącie PureColor VA (TFT) o przekątnej 2,5 cala, 230 000 pikseli, krycie 100%, pięć poziomów jasności, funkcja szybkiego rozjaśniania ekranu LCD
Jasność optyki: f/2.8 - 5.7
Nastawy ekspozycji: auto, program AE, preselekcja czasu AE, preselekcja przysłony AE, manual, pamięć nastaw, programy tematyczne
Autofocus: TAK, 1-punktowy AF (przesuwalny, stały w centrum, wykrywanie i śledzenie twarzy), ustawienia ręczne ramką FlexiZone AF/AE, wykrywanie twarzy; tryby: pojedynczy, ciągły, servo AF
Ostrość ręczna: TAK
Format zapisu danych: JPEG (Exif 2.2 [Exif Print])/zgodna ze standardami DCF i Digital Print Order Format [DPOF] wersja 1.1; MOV [H.264 + Linear PCM (mono / stereo)]
Film: TAK, HD, maksymalna rozdzielczość 1280 x 720, 30 klatek na sekundę, z dźwiękiem stereo, do 4 GB lub 29 minut 59 s (HD)
Dźwięk: TAK, stereo, do filmu
Zdjęcia seryjne: TAK, 0.7 kl./sek. do zapełnienia karty pamięci
Pamięć: SD, SDHC, MMC, MMCplus, HC MMC plus
Czułość: Auto, 80, 100, 200, 400, 800, 1600 ISO
Lampa błyskowa wbudowana: TAK, Auto, włączona, redukcja czerwonych oczu, synchronizacja z długimi czasami, wyłączona, synchronizacja na drugą kurtynę, kompensacja błysku, blokada ustawień FE Lock, zasięg do 6.8 m.
Złącza: USB 2.0 High Speed, złącze mini HDMI A/V, zasilające
Stabilizacja obrazu: TAK, optyczna stabilizacja obiektywu IS
Polskie menu: TAK
Makro: TAK, od 0 cm
Zasilanie: akumulatorki AA (paluszki) - 4 szt, opcjonalny zasilacz CA-PS700
Wymiary: 124,0 x 88,3 x 86,9 mm
Waga: 560 g
Data prezentacji: sierpień 2009
W zestawie: aparat
4 baterie AA
kabel AV
kabel USB
CD-ROM z oprogramowaniem
osłona przeciwsłoneczna
pasek na ramię
instrukcja obsługi
gwarancja EU/PL Canon Polska


Poprzednik - Canon PS A80 - padł nieodwołalnie. Poczytałam w necie i okazuje się, że ten model miał coś z matrycą. Objawy ludzie podawali podobne,  po 4 latach coś się zaczynało dziać, sprawa nie do naprawy (teoretycznie niby coś tam do wymiany, ale części niedostępne, albo zbyt drogo, żeby się opłacało). Ktoś proponował, żeby odsyłać do producenta, że niby mają obowiązek wymienić. No - można spróbować, ale już to widzę...
Pomimo powyższego - mam ochotę na kolejnego canona. Obrotowy wyświetlacz - to jest super sprawa. Niewiele aparatów w tej klasie cenowej ma taki bajer. A kiedy człowiek już się przyzwyczai do takiego ułatwienia, to nie da rady, trzeba szukać podobnego.
Jestem kompletną amatorką, ale to nie znaczy, że muszę zadowalać się najzwyklejszym kompaktem. Właśnie dlatego warto mieć ciut lepszy sprzęt, żeby nadrabiał niedoskonałości właściciela;)  

A cena? No, z bólem serca, ale może jakoś odłożę te 1500 zł. Mniej więcej tyle kosztuje. Mój poprzedni aparat kosztował dokładnie 1500 zł - zabawne, ale to było jednak kilka lat temu, parametry miał nieporównywalne z tym, który planuję nabyć.


piątek, 29 stycznia 2010

Czytam sobie...

Agatę Christie - kocham Pannę Marple! Chciałabym kiedyś być taką bystrą staruszeczką, jak ona (no - najpierw trzeba dożyć takiej starości). Herculesa Poirota też lubię, ale Panna Marple zadziwia mnie swoim spokojem i znajomością psychiki ludzkiej, a przy tym niezwykłą wyrozumiałością wobec różnych człowieczych słabostek;)
Mam ponad 50 książek Agaty i muszę przyznać, że czytam je co jakiś czas od nowa, przeważnie niezupełnie pamiętając, kto zabił (a raczej zupełnie nie pamiętając - te tropy bywają tak mylące!;))
Panna Marple była miłośniczką ogrodów, mamy więc ze sobą coś wspólnego.

I znowu sypie!

... jakby mało było jeszcze tego białego! Dziś przez naszą wieś przejeżdżała kawalkada samochodów firmy energetycznej i firm pobocznych, zatrzymali się nagle, jakby nie wiedzieli, dokąd mają jechać. No i rzeczywiście, ZABŁĄDZILI!;) U nas na szczęście już linie naprawione, w dalszej okolicy też, a wioska leż na uboczu i nie jest to jakaś trasa przelotowa. Po prostu źle sobie pojechali ( kilka samochodów z podnośnikami, duży dźwig, kable). Dziś - w czasach GPS-ów i komórek. A gdzieś tam ludzie czekają już 3 tygodnie na prąd... Coś słabo z tą organizacją jednak, nie umniejszając winy pogody.
Wczoraj już się zaczynałam bać, bo szalała u nas zamieć, wiał bardzo silny wiatr - więc można się było spodziewać kolejnych połamanych drzew i słupów. Ale jak dotąd,odpukać, nic się nie dzieje. Na wszelki wypadek zapasik wody jednak zrobiłam;)
Od zimowych, zdecydowanie wolę takie widoki:




niedziela, 24 stycznia 2010

Unplugged...

czyli bez prądu. Konkretnie - tego w gniazdkach. Całe 8 dni. I nocy. A noc zaczyna się już gdzieś koło 17.30. A gdy nie ma prądu, to nie ma wody. Faaajnie... Już wiem, które świece najlepiej się palą - te z Rossmana, GIES made in Germany. Nawet czytać się da - jeśli zapalić przynajmniej z 5 sztuk. Długo się palą, nie kopcą, nie śmierdzą.  Wprawdzie oczy trochę się buntują w takich OKOlicznościach, ale jak wytrzymać bez czytania? Kiedy i tak nic innego nie da się robić? A zasnąć o tej porze, to ja nie potrafię. Dobrze, że ogrzewanie zupełnie tradycyjne, bez żadnych elektronicznych cudów technologicznych - koza daje radę. Nawet wodę można zagrzać. Nie tylko do picia, ale i do mycia. Ciekawe, że braku tv nie odczuwałam zupełnie, hehe. Natomiast internetu - i owszem, niestety.
Dziwne były te egipskie ciemności na zewnątrz - żadnych świateł w obrębie kilkudziesięciu km.!
A w ciągu dnia - straszne widoki w postaci kilkucentymetrowej warstwy lodu na ścianie domu, na gałęziach drzew, brrr! Nie mówiąc o drzewach połamanych, pozbawionych czubków, większości gałęzi. Smutno...
Kuropatwy, sarny podchodzące pod dom. Drobne ptactwo pierzchające od karmy w popłochu, bo jastrząb też potrzebuje coś zjeść. 

No niestety, nie jestem w stanie polubić zimy.

Brak aparatu fotograficznego coraz bardziej mi doskwiera, choć ostatnio wiele zdjęć nie robiłam. Kiedyś - bardzo dużo. Potem trochę mi przeszło. Za to teraz tematy ciągle się pchają przed oczy, a tu nie ma czym uwieczniać. Jakby mi rękę ucięli. Lubię robić zdjęcia, bo lubię pamiętać. Ludzi, chwile. Przeglądam zdjęcia zgromadzone przez ostatnie parę lat, wzruszam się. Chyba jestem dość sentymentalna. 
Mój canon był naprawdę udanym aparatem. Zżyłam się z nim. Najbardziej lubiłam obrotowy wyświetlacz, dawał tak wiele  możliwości. Ale wysiadł - cóż,  zrobiłam nim w końcu  paręnascie tyiecy zdjęć, więc miał prawo odmówić współpracy. Najchętniej kupiłabym jakąś ulepszoną wersję tego modelu. Tylko
mały problem jest - za co? Muszę trochę się pomęczyć bez tej ręki;-)




środa, 6 stycznia 2010

Na przekór zimie




Zimą, jak wielu osobom, brakuje mi słońca, kolorów. Latem robię mnóstwo zdjęć, żeby mieć się czym pocieszyć w szarobure dni.
Wiem, że i zima może być piękna, ale bez słońca śnieg jest przygnębiający... A jakoś tak się składa, że ostatnio zimy są właśnie szarobure, smętne. Nie wiem, czy to magia dzieciństwa, czy na prawdę kiedyś było inaczej. Bo we wspomnieniach jawi mi się zupełnie inna zima. Ostry mróz, sporo śniegu, słońce. Na przedwiośniu - poruszenie wśród wróbli i sikorek. Potem - nagle prawdziwa wiosna, roztopy, stróżki wody płynące bruzdami przez pola, ciepły wiatr, gwiżdżące o świcie i o zmroku kosy... 





poniedziałek, 4 stycznia 2010

Moje życie jest tak proste

...moje życie jest tak proste, jak piosenka ta
wstaję rano, doję krowę, potem idę spać
znowu wstaję, wkładam buty, jakiś obiad zjem
jeszcze raz wydoję krowę i znów kładę się...